Rok 1951, ZEA (Zjednoczone Emiraty Amerykańskie), Botson (nie Boston),Kamiformia (nie Kalifornia), bohaterowie przeżyli II wojnę światową, mają o 20 lat więcej niż wtedy, gdy działy się te fascynujące wydarzenia zawarte w powieści „Szatan z siódmej klasy”. Adam właśnie siedział w swoim kupionym niedawno od pani Emmy, angielskiej imigrantki, która zarobiła w ZEA fortunę na handlu nieruchomościami, mieszkaniu i delektował się angielską herbatą. Jego żona miała zaraz wrócić ze sklepu.Zmę czony po pracy wpatrywał się w okno, przez które widział kominy fabryk. Okna były zamknięte, bo zapach z kominów nie pozwalał normalnie oddychać.
Dryńńńń!!!!! - dzwoni telefon. Wysoki i chudy trzydziestosiedmiolatek, którym był Adam, wstał z fotela,odstawił szklankę z angielską herbatą, dopiero zaparzoną, i podszedł do słuchawki, którą podniósł.
- Halo? - spytał poważnie bohater. - Kto tam?
To, co usłyszał Adam, wprawiło go w osłupienie.
- NO CZEŚĆ!!!!!!! TU MARYLKA!!! – śmiech. - CZY ZAMAWIAŁ - śmiech - PAN MOŻE DWIE TONY PAPIERU - śmiech - TOALETOWEGO W RÓŻOWE KWIATKI???!!!! - śmiech.
- Co?! Kto mówi?!
- NOOOOOO MARYLKAAAAAAA!!!!!!!!!
- Ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje.
- A MNIE SFATYMFASKCJOMUJE!!!!!
Adam się rozłączył. „Znowu żarty”- pomyślał. „Pani Marylka”, czyli tak naprawdę Norbert z kolegami: Haroldem i Markiem, którzy bardzo często dzwonili z kawałami i pytali o zamówienia: to o paski do spodni, to o spinacze do bielizny, to o gumowe piłki do krzeseł. Kiedyś pan Albert sąsiad Adama o mało nie dostał zawału, gdy Harold, którego kolej yła tym razem, powiedział, że „zamawiane przez Pana sto kilo dyń zostanie dostarczone za pięć minut, a płatność w wysokości piętnastu tysięcy dolarów zostanie przyjęta tylko w gotówce”.
-Dryńńńń!!!!! - dzwoni telefon, znowu. Adam nie zdążył usiąść na fotel, ledwie wziął łyk herbaty, lecz podszedł i odebrał.
- Halo!!
- 你好!我打電話通知您,這次對話將花費很多!
- Co?
- 您將花費621000日元進行20秒的對話!
- Co ty mówisz?
- 我在增加你的账单!
- Umiesz po polsku?
- 没有.
- Spadaj!
- 去看医生!
Adam się rozłączył. Pomyślał, że to kolejny żart chłopaków. Jednak tym razem miał się mylić.
- Co to ma wszystko znaczyć? - powiedział sam do siebie, co mu się zwykle niezdarzało.
Dryńńńń!!!!! - dzwoni telefon, znowu. Adam był naprawdę zdenerwowany.
- HALO!!!
- Witam, tu pana agent rachunkowy, chciałem pana o czymś poinformować.
- CO!?
- Za minutową rozmowę do Republiki Chińskiej pana rachunek zostanie obciążony o 5777 dolarów i 16 centów.
- CO?!
- No mówię, za minutową rozmowę do Republiki Chińskiej Pana rachunek zostanie obciążony o 5777 dolarów i 16 centów. Adam się rozłączył. Był blady jak kartka. Zarabiał 983 dolary miesięcznie, po opłaceniu rachunków i kupnie jedzenia, napojów i ubrań ledwie zostawało mu 250$. Jak miał znaleźć 5777 dolarów i 16 centów? Zemdlał. We śnie widział Chińczyka bawiącego się jego 6000 dolarów, agenta rachunkowego naliczającego mu coraz wyższe kwoty i wreszcie Wandę płaczącą nad nim. Obudził się dwa dni potem, w szpitalu Mazachumsens General Hospital.
- Co… Co się… Co się stało...? - zapytał cichym głosem.
- Rozmawiałeś z Chińczykiem za 5777 dolarów!!! - Powiedziała zdruzgotana Wanda -
Co ci przyszło do głowy?!
Zemdlał znowu.
- Co się… - Adam nie zdążył dokończyć zdania, gdy nagle wtrąciła się jego żona.
- Straciłeś sześć tysięcy - powiedziała Wanda.
- O nie…
Po kilku godzinach Adama wypisano ze szpitala. Spokojnym krokiem szli w stronę kamienicy, w której mieszkali. Ku ich zdziwieniu pod domem zobaczyli komornika czekającego na nich.
- Pana dom został wylicytowany za 8000$. Proszę, oto reszta pieniędzy pozostałych z licytacji.
- Zostało tylko 2 222,84$... - Powiedział zdruzgotany Adam - Co my teraz zrobimy, ledwie starczy na kawalerkę.
- Nie mam pojęcia… - odpowiedziała równie załamana Wanda - Nie mam pojęcia…
Juliusz Choinski kl. VI c