Włoska przygoda uczniów Szkoły Podstawowej nr 2 w Apulii dobiegła końca.
Zapytacie, jak było? Odpowiadamy: Cuuudownie! Tam czas się zatrzymał! Ludzie żyją wolniej, śpiewają, uśmiechają się do siebie, są życzliwi, a widoki zapierają dech w piersiach. Pewnych rzeczy nie da się opisać słowami, trzeba je dotknąć swoim wzrokiem i schować głęboko we wspomnieniach.
Tak właśnie zrobiliśmy. Apulia ukryta jest w naszych sercach.
Nim opadną emocje, krótko opiszemy, co widzieliśmy. Zapraszamy do lektury, a potem do galerii zdjęć.
Co to jest Apulia? To kraina morza, wzgórz, niekończących się równin, domków trulli i makaronu orecchiette. Przyciąga swoim niesamowitym wybrzeżem usianym pięknymi plażami, czarującymi miasteczkami zanurzonymi w gajach oliwnych i malowniczymi wioskami, w których stare tradycje wciąż są jak żywe. Apulia zajmuje obcas włoskiego buta.
Co zobaczyliśmy?
Bari. Wspominając Bari, widzimy labirynt białych, krętych ulic wijący się pomiędzy placami, dziedzińcami, urokliwymi podwórkami, przeciskający się wąskimi przejściami, pod łukami i sznurami suszącego się prania, sprawiając wrażenie, jakby nie miał końca. Ściany odnowionych budynków kontrastują z odpadającym tynkiem sąsiednich. Na każdym niemal kroku zachwyca kolejna kapliczka zawieszona na murze, a otwarte na oścież drzwi do mieszkań ukazują trochę codziennego życia. Tutaj gra telewizor, tam suszy się dopiero co zrobiony makaron apulijski orecchiette. Bari to miejsce, w którym odkryliśmy autentyczne Włochy, niezmanierowane jeszcze masową turystyką, gdzie brakuje tłumów i straganów z tandetnymi pamiątkami, ale przyjaźnie nastawionych ludzi, starych skuterów i dobrego jedzenia jest aż nadto.
Monopoli urzekło nas z kolei niebieskimi łódkami rybaków, które znamy z pocztówek, delikatnie kołyszącymi się na falach w starym porcie, otoczonym niemal białymi ścianami zabudowań starego miasta, złotymi plażami oblewanymi turkusowymi falami Adriatyku, brakiem kiczu i tłumu turystów, rybakami sprzedającymi świeże ryby i owoce morza. Widzieliśmy klimatyczne knajpki, ławeczki, zabytki i głośnych, roześmianych, a nawet śpiewających Włochów Takie właśnie jest Monopoli.
Alberobello i domki trulli, to jedyne takie miejsce na świecie. Raj na Ziemi. To niesamowite miasteczko z prawie półtora tysiącem domków trulli zbudowanych na planie koła i zwieńczonych stożkowymi dachami, których białe ściany przyozdobione są licznymi donicami kolorowych kwiatów. Niektórym owa miejscowość przypominała wioskę hobbitów, a innym wioskę smerfów. Wąskie, kręte uliczki wijące się w górę i w dół, małe podwórka ozdobione donicami kwiatów i sagowców, krzewami róż i jaśminu oraz niezwykłe małe domki, urzekły nas totalnie.
Polignano a Mare to obok Alberobello jedno z najsłynniejszych miasteczek Apulii. Zapewne widzieliście, że jego zdjęcia zdobią wiele plakatów i folderów reklamowych tego niezwykłego regionu Włoch. Zresztą nie ma się czemu dziwić, bo jest przepięknie położone, a skaliste klify robią ogromne wrażenie. Miasteczko wygląda jakby wyrosło na skałach tuż nad zieloną taflą Adriatyku. Znakiem rozpoznawczym Polignano jest najsłynniejsza plaża Apulii - Lama Monachile Cala Porto, ukryta w głębi wąwozu opadającego wprost do morza i dzieląca miasteczko jakby na dwie różniące się od siebie części. A woda? Krystaliczna, szmaragdowa, cieplutka.
Vieste to zabytkowe, nadmorskie miasteczko położone w najpiękniejszym fragmencie półwyspu Gargano. Jest nieco odcięte od świata. Położone za górami i gęstym lasem. Prowadzą do niego tylko dwie kręte drogi, z czego na jednej z nich – tej od strony Bari, którą jechaliśmy – przez dobrych 15 km nie ma zasięgu żadna sieć komórkowa. Poza tym najbliższe lotniska są stosunkowo daleko, nie dociera tu kolej, a dojazd autobusami wymaga sporej determinacji. Miasto zachwyciło nas białymi domami, które kontrastują z turkusowym morzem. Jednak największą atrakcją była kąpiel w lazurowym Adriatyku i odpoczynek na żwirowej plaży otoczonej skalistymi klifami - Spiaggia Vignanotica z monumentalną skałą Pizzomunno.
Apulia to nie jest bogaty region, dlatego miasteczkom daleko do ideału. Naruszone zębem czasu, wiatru i siły morza, są tym bardziej piękne i prawdziwe.
Podczas posiłków poczuliśmy prawdziwy włoski lifestyle. Nikt się nie spieszył. Posiłki serwowane ze stoickim spokojem, do którego nie przywykliśmy. Czego spróbowaliśmy?
- orecchiette con cime di rapa, małe uszka z rzepą brokułową
- ryż z ziemniakami i małżami,
- focaccię barese z pomidorkami i czarnymi oliwkami na wierzchu,
- panzerotti - pieróg w kształcie półksiężyca nadziany mozzarellą i pomidorami,
- taralli,
- burratę – ser podobny do mozzarelli, delikatny w smaku, nitkowaty,
- kanapkę z ośmiornicą,
- owoce morza,
- włoską pizzę,
- pasticciotto – ciastko z kremem pistacjowym,
- przepyszne włoskie lody,
- caffè leccese - kawę z lodem i kapką mleka migdałowego.
No i przyroda…. Ciągnące się w nieskończoność gaje oliwne, winnice, sady brzoskwiń, nektarynek, czereśni. Drzewka migdałowe, gigantyczne opuncje i urzekające oleandry.
Czy przekonaliśmy Was do Apulii?
Nasza wyprawa to zasługa p. Katarzyny Bartłomiejczuk, która zorganizowała wyjazd oraz p. Małgorzaty Nadolnej.
Nad realizacją programu czuwało jak zwykle niezawodne biuro podróży JC Podróże p. Joli Cwaliny z Łomży. Dziękujemy!
Gdzie za rok? Kto chętny?
Uczestnicy