12 grudnia czwarto- i piątoklasiści obejrzeli w miejskim kinie adaptację swojej szkolnej lektury obowiązkowej Jana Brzechwy „Akademia pana Kleksa”.
Film „ na motywach” , więc swobodna reżyseria Macieja Kawulskiego jak najbardziej uzasadniona. Obraz był bardzo dynamiczny. Widz był z główną bohaterką Adą Niezgódką w Nowym Jorku, by zaraz przenieść się do Japonii, w Karpaty, w różne inne miejsca, aż wreszcie do Katowic. W Akademii uczą się nie tylko chłopcy, jak było w książce. Sam główny bohater jest dziewczynką. Scenarzyści rozbudowali wątek szpaka Mateusza, czyniąc z niego ramy całej opowiedzianej w filmie historii. Sam Mateusz nie jest poważnym księciem, prawą ręką Kleksa. To raczej błazeńska postać, która razem z dziwacznym nauczycielem przemyca mądrości życiowe: żyj chwilą, patrz sercem, bądź sobą, zdobywaj się na empatię, nie trać czasu, nie spełniaj oczekiwań innych, tylko bądź szczęśliwy. Sama prawda.
Ciekawa była zabawa słowem w akademii. Zabawa, która i nas może sporo nauczyć. Jakże często blokujemy realizację naszych marzeń, wynajdując „ALE”. Np. „Chcę pojechać w podróż, ale… i tu szukamy ograniczeń. Kleks mówi: Chcę coś zrobić, WIĘC… i tu dopiero jest szereg pomysłów zbliżających do realizacji pragnień. Ta lekcja, zdaniem Redakcji, jest niezwykle cenna. Naucz się jej i wciel w swoje życie.
Nie możemy Wam opowiadać całego filmu. Raczej jest dla starszych dzieci. Opinie mogą być podzielone. Na pewno, jeśli uporządkujemy i zrozumiemy wszystkie obrazy, przesłanie jest cenne. W dzisiejszym świecie wilków człowiek człowiekowi mogłby być …człowiekiem.
Redakcja