4 października czwartoklasistów powitał kapuśniaczek, ale wskoczyli z radością do dwóch autokarów i ruszyli na wycieczkę do Tykocina. Kierunek bliski, miasteczko urokliwe, atrakcje ciekawe. Pobyt rozpoczął się od seansu w kinie. „Mój przyjaciel lew” sprawił, że popkorny zakupione przed filmem stały się bardziej słone od potoków wylanych łez. Fabuły nie będziemy zdradzać, tylko tyle, że film o dorastaniu, o potrzebie bycia kochanym w trudnym, często obcym dzieciom świecie.
Po projekcji podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna zasiadła do posiłku - grillowane kiełbaski, chlebek i coca cola - druga pojechała do Kiermus. Pogoda dopisała, świeciło słońce i w pięknej scenerii podlaskich pól maszerowało się raźnie i wesoło. Na dziedzińcu zamkowym rekonstrukcje strasznych scen i narzędzi tortur. Brr... czwartoklasiści wzdrygnęli się nieco, ale ochoczo zakuwali się w dyby i próbowali zasiąść na krześle nabijanym gwoździami. We wnętrzu- bardziej chutoru niż zamku- wystawa ikon. Kustosz objaśnił istotę ikon w sferach sacrum i profanum. Mroczne wnętrza nie nastrajały optymistycznie. Wypchane zwierzęta, manekiny wpatrujące się w zwiedzających …Strach jednak przezwyciężony został przez ciekawość młodych podróżników Można było dotknąć szabli, obusiecznego miecza czy buzdyganu. Dziewczynki chętnie oglądały siedemnastowieczne suknie i buty zrekonstruowane na potrzeby filmu „Ogniem i mieczem”. Było sporo interesujących eksponatów- zagadkowych, dziś już bezużytecznych, ale będących świadkami historii.
Grupy wymieniły się i znowu jedna zasiadła do posiłku, druga- objedzona- ruszyła na zwiedzanie. W kinie miły gospodarz tego miejsca pokazał chętnym serce budynku- projektor i całe studio dźwiękowe, dzięki którym jakość odbioru filmu była doskonała. Podczas krótkiego spaceru po miasteczku natknęliśmy się na ekipę filmową kręcącą czwartą część „U Pana Boga w ogródku”. Niestety, nie chciano nas na statystów (xd).
Szczęśliwi i pełni wrażeń i wróciliśmy do domów.
Uczestnicy