Książka ,,Banda niematerialnych szaleńców’’ została wydana w 2018r. Jej autorką jest Maria Krasowska, która pisząc ją, miała zaledwie osiemnaście lat.
Opowiada o nastolatku, który podkreśla swoją miłość do gorzkiej czekolady, gry w monopoly oraz ciemności. Nienawidzi guwernantek, nudy, i jeszcze raz guwernantek. Jego rodzice mają specyficzną pracę. Są archeologami i podróżują do nowo wykopanych znalezisk historycznych. Dlatego Danny ma nauczanie domowe. Rodzice zauważają problemy w odpowiednim wychowaniu syna, więc wysyłają go na ,,emigrację’’ do wujostwa i pięciu kuzynek do Warszawy. Pewnego dnia Danny odkrywa w sobie nadprzyrodzoną umiejętność widzenia duchów. Jeszcze nie wie, że w przyszłości użyje jej do pokonania tajemniczego biznesmena przy współudziale ulubionej kuzynki Anety. Wydarzenia w tym utworze są nie łatwe, a mierzą się z nimi nastolatkowie. Ta książka chce nam uświadomić, jak ważne jest dążenie do celu i niepoddawanie się. Polecam przeczytać tę pełną przygód i intryg lekturę.
,,Prawdopodobnie jako jedyny na świecie masz szanse dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda życie pozagrobowe! Nie skorzystasz z takiej okazji?’’
Nikola Sieńkowska kl. V b
Utwór ,,11 papierowych serc ‘’ został wydany w 2022r. przez jego autorkę Kelsey Hartwell. Opowiada o nastolatce o imieniu Ella. Jej życie było marzeniem niejednej licealistki. Miała cudownych przyjaciół, kochającą rodzinę i wspierającego chłopaka. Wszystko zmieniło się w momencie jej wypadku samo-chodowego. Kiedy dziewczyna obudziła się w szpitalu ,nie pamiętała ani tragicznego wydarzenia, ani tygodni przed nim. Nie rozumiała też, dlaczego postanowiła zakończyć swój perfekcyjny związek. Ella zaczęła otrzymywać papierowe karteczki zawierające wskazówki, mające pomóc dziewczynie przypomnieć sobie życie przed wypadkiem. Zabiorą ją w podróż, której nigdy wcześniej sobie nie wyobrażała. Podążanie za papierowymi sercami było najbardziej spontaniczną rzeczą, jaką Ella kiedykolwiek zrobiła … Czy znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania? Uważam, że ,,11 papierowych serc ‘’ jest książką wartą uwagi. Główna bohaterka przekazuje nam, że czasami warto być troszkę spontanicznym. Aby poznać nowych ludzi, zwiedzić nieznane dotąd miejsca, czy stworzyć nowe i piękne wspomnienia. Z tej lektury wynika, że zawsze możesz liczyć na rodzinę, lecz inni bliscy nam ludzie nie zawsze są szczerzy. Ella stopniowo odkrywa nowe dla niej wydarzenia. Odczuwa przeróżne emocje , a ja wraz z nią. Ona zakochuje się w chłopaku , a ja zakochuję się w każdej nowo przeczyta-nej stronie. To dzieło literackie czytałam tydzień przed walentynkami. Dzięki niemu patrzę na świat przez różowe okulary. Lektura wpadnie w gusta każdego miłośnika lekkich romansów. Polecam prze-czytać tę młodzieżówkę.
,, Każdemu pisane jest Love Story ‘’.
Nikola Sieńkowska
"Dziura w płocie" Elżbiety Janikowskiej
"Dziura w płocie" to utwór literacki, napisany przez Elżbietę Janikowską. Książka została wydana w 2016 r. "Dziura w płocie" to opowieść o Asi, która ma dziesięć lat i przeżywa rozwód rodziców. Jest zmuszona razem z mamą przeprowadzić się do babci.
Dziesięciolatka znajduje dziwny płot, po którego stronie odkrywa zupełnie nowy świat. Poznaje chłopca, który ma podobne problemy. Wzajemnie się rozumieją. Moim zdaniem wzruszające jest zachowanie chłopca, który ją pociesza i wspiera. Dzięki postępowaniu rówieśnika Asi, główna bohaterka czuje się lepiej.
Ta książka nie jest tylko dzieci, które mają problemy rodzinne. Przygody bohaterów nie zawsze były zgodnie z planem, ale dzieci mimo niepowodzeń w każdej sytuacji potrafiły znaleźć coś pozytywnego.
Uważam, że "Dziura w płocie" to książka warta przeczytania. Zawiera dużo wartościowych treści. Utwór jest tkliwy i rozczulający.
Nikola Sieńkowska kl. V b
Był piękny słoneczny dzień, jak większość w Bejgole tego lata. Minął już rok, od kiedy mieszkańcy dworku odkryli skarb. Jego znalazca, Adam Cisowski właśnie rozmyślał. Nigdy nie powiedziałby, że w pięknej wioseczce Gąsowskich jest nudno, ale monotonia, bez zagadek tajemniczych drzwi i bród, rzeczywiście skłaniała do takich wniosków.
- Adaś! Adaś! Obiad na stole!- jego rozmyślania przerwał głośny krzyk Wandy, córki państwa Gąsowskich, a od pamiętnego dnia zakończenia przygody ze skarbem też dziewczyny Adasia.
- Już idę, spokojnie!- zaśmiał się młodzieniec i powstał z trawy, otrzepując się. W następnej chwili biegł już do środka, gdzie czekało nań pięknie pachnące kurczę. Nie było mu jednak dane skosztować przysmaku pani domu, gdyż wnet w samych drzwiach do jadalni otworzyła się przed nim wielka, dziwnie pulsująca ciemnozielona dziura dziwnie przypominająca portal, a biedny chłopak wpadł w nią z rozpędu. Nikomu nie było też dane przyjrzeć się jej dokładniej, gdyż zaraz po pochłonięciu młodego Cisowskiego zamknęła się z głośnym „puk!”.
- Adaaaaś!- krzyk Wandzi był ostatnim, co było dane usłyszeć Adasiowi, zanim bardzo dogodnie stracił przytomność i dał tajemniczej materii ponieść się daleko, nawet nie wiedział jak daleko od Bejgoły i swojej ukochanej dziewczyny.
Przebudziło go dopiero dziwne, ostre światło i… głosy? Ale nie znał żadnego z nich! Przysłuchał się bardziej.
- Jak to po prostu się tu pojawił?! Nikt nie włączał Pierścienia! Nie ma prawa go tu być!- usłyszał, a do rozmowy przyłączył się nowy głos.
- Wiem, wiem, ale jakoś się tu znalazł. Kiedy się obudzi, będziemy mogli poprosić naszych synów i ich przyjaciółkę, żeby mu pomogli.- W tym momencie zdecydował się spróbować wstać.
- Dzień dobry. Co to za miejsce?- wystękał z trudem. Nie wiedział, że dziwne podróże dziurami tak bolą. Rozejrzał się wokoło.
- Co to za urządzenia? Takie rzeczy nie istnieją!- powiedział ze zdziwieniem. Mężczyźni pomimo stresu, że oberwie im się za tego niespodziewanego gościa, roześmiali się.
- Ależ oczywiście że istnieją!- powiedział z rozbawieniem jeden z nich.- Przecież tu stoją. Jestem Piotr Polon, a znajdujemy się w Instytucie Badań Nadzwyczajnych- uśmiechnął się.
- Ja jestem Adam Cisowski- powiedział prędko Adaś.- Ale… gdzie Bejgoła, pani Gąsowska, skarb?- spytał. Mężczyzna spoważniał.
- Prawdopodobnie dostałeś się tu przez lekką awarię kondensatorów w Pierścieniu. Nie miał on już gdzie gromadzić energii, więc wyładował ją na pustkowiu, jednak energia ta w nieznany na sposób pojawiła się także w twoich czasach pod postacią portalu, który Cię wciągnął.- wyjaśnił. Adaś zamarł.
- To znaczy że… nie jest rok 1958?- spytał z niedowierzaniem. Pan Polon pokręcił głową.
- Nie. Jest rok 2018.- odparł z lekkim uśmiechem.- Trzeba sprowadzić Felixa, Neta i Nikę- mruknął do siebie, a zaraz spojrzał na współpracownika, który patrzył na niego, czekając aż go przedstawi.- A, no tak! Adamie, to jest Marek Bielecki.- przedstawił kompana. Kliknął coś na płytotece zawieszonej na szyi, która wydała krótkie piskliwe „piiii” i zaraz do sali wpadli dwaj chłopcy i dziewczyna, na oko w wieku 15, 16 lat.
- Co się stało, tato? Pisałeś, że to pilne. Dobrze, że przywiozłeś nas dziś tutaj. Ale kim jest ten na podłodze?- pytał ten z ciemnymi włosami wyglądającymi, jakby układał je za pomocą granatu.
- Uspokój się Net- powiedziała ostrzegawczym tonem dziewczyna z rudymi włosami i zielonymi oczami. Na jej nieco bladej twarzy widać było nieliczne piegi.
- Ten chłopak nazywa się Adam i jest tu z… hmmm, jakby to powiedzieć, cóż. Pochodzi z roku 1937. Dostał się przez lekką awarię kondensatorów. Nie mamy jak wywołać czegoś takiego specjalnie, więc musicie mu pomóc się zaaklimatyzować, aż znajdziemy sposób na odesłanie go do jego czasów. Miło by było, jakbyście wy też próbowali coś wykombinować- powiedział Bielecki.
- Dooobra. Poradzimy sobie.- powiedział luzacko chłopak nazwany Netem.
- Najpierw wypadałoby się przedstawić- chłopak z blond włosami upomniał kolegę.
- Jestem Nika, a to Felix i Net -przedstawiła się dziewczyna i pokazała kolejno na przyjaciół, mówiąc ich imiona.
- Miło mi, Adam Cisowski- powiedział, wstając. Czuł, że może te czasy też nie są złe.
- Chodźmy, musimy Cię zapoznać z naszym światem!- zawołał entuzjastycznie Net.
- Uważajcie na siebie!- krzyknął jeszcze Piotr Polon, zanim drzwi sali się zamknęły, a przyjaciele ruszyli krętymi, szerokimi korytarzami.
Nagle zza rogu wyłonił się Konpopoz.
- O, nasz ulubiony robotyczny cham!- powiedział z udawanym entuzjazmem Net.
- Także bardzo niemiło mi państwa białkowców widzieć.- odparł niebieski odkurzacz, po czym podjechał do Adasia.
- A pana widzę po raz pierwszy- mruknął. Cisowski wpatrywał się w robota urzeczony.
- Niesamowite- szepnął.- Ta kupa blach mówi- powiedział z wielkim zdziwieniem, podczas gdy Net zwijał się ze śmiechu.
- Kupa blach, dobre.- zachichotał. Nika posłała mu karcące spojrzenia.
- Przestań się tak nad nim znęcać- poprosiła chłopaka.
- Dziewczyno, ja tu stres odreagowuję!- zaprotestował ciemnowłosy.
- Chodźmy dalej- zaproponował Felix.- Musimy pokazać Ci miasto- zwrócił się do Adama, na co ten pokiwał głową.
- Ale jak on mówił?- spytał zaciekawiony.
- Sztuczna inteligencja- Net odpowiedział, zanim jeszcze Felix zdołał otworzyć usta.- U was tego jeszcze nie ma, ale to taki jakby program, który sam się uczy. Wiesz, pobiera wiadomości i zostawia sobie te przydatne- dodał, kiedy Konpopoz zniknął na zakręcie.- Ciekawa sprawa, ja nawet tego w pełni nie rozumiem. Znaczy wiem, co trzeba zrobić, ale to całkiem złożone. Bierze się takie małe programy klocki i trenuje. Po takim treningu zazwyczaj są do wyrzucenia, ale takie jedne na tysiąc są dobre. I trenujemy te małe, aż będzie ich kilka tysięcy i łączymy w coś większego. I tak dalej, aż powstanie właśnie AI.- wyjaśnił. Adaś patrzył na nich szeroko otwartymi oczami.
- Nieźle- wydusił. Po paręnastu minutach wyszli z budynku… w środku lasu!
- I co, zdziwiony?- zaśmiał się Net. Cisowski tylko w milczeniu pokiwał głową.
- Niezły odpał - przyznał Felix.
-A to jedno z normalniejszych wejść- wtrąciła się Nika.
- Teraz musimy tylko dojść do przystanku, złapać autobus i pojechać do miasta- powiedział optymistycznie Net.
- Nigdy nie chwal dnia przed zachodem słońca!- ostrzegła go rudowłosa.
- Oj, już, już stanie się coś złego, co?- prowokował ją żartobliwie.
Po półgodzinie byli już pod miastem i nic nie sprawiało wrażenia, jakby miało się popsuć. Niestety! Tuż przy granicy miasta autobus prychnął, kichnął, zacharczał i gwałtownie się zatrzymał. Nika uśmiechnęła się z wyższością.
- A co ja ci mówiłam?- powiedziała.
- Ojeju, no dobra, dobra. Ale nie mów, że to Ty to spowodowałaś!- przyjrzał jej się z powątpiewaniem.
- Nie, oczywiście, że nie!- zaprzeczyła obserwowana dziewczyna.
- O co wam chodzi?- spytał dotąd nieodzywający się Adam. Super paczka wymieniła spojrzenia „Mówimy mu?” „Wydaje się okej.” „Nie możemy go przecież ciągle okłamywać.”. W końcu spojrzeli na niego.
- Nika ma telekinezę- powiedział na jednym wydechu Net. Adam zrobił głupią minę.
- Tu jest dziwniej, niż myślałem!- zawołał.
Po kolejnej półgodzinie wreszcie dotarli do miasta.
- Może pójdziemy do Zbędnych Kalorii?- zaproponował Felix i po chwili wszyscy siedzieli przy stoliku, czekając na szarlotki i gorącą czekoladę.
- Ciekawie tu u nas, nie?- zaśmiał się Net.
- Noooo, nawet.- przyznał Cisowski.- Jest dużo inaczej, chociaż przecież przeniosłem się o tyle lat, to naturalne, że jest inaczej- roześmiał się. Po chwili dostali zamówienie.
- O, nowy kolega- uśmiechnęła się pani Basia, właścicielka kawiarni.
- Tak. Przyjechał tu na parę dni z Mazur - skłamała prędko Nika, ale kiedy kobieta odeszła, szepnęła:
- Nienawidzę kłamać - Felix pokiwał głową.
- Obyśmy nie musieli robić tego więcej - dodał.
Po zjedzonym posiłku, który, nawiasem mówiąc, bardzo zasmakował Adasiowi, poszli na miasto. Adam nie mógł się nadziwić wysokości budynków. Kręcił głową z niedowierzaniem.
- Jak oni to zrobili?- spytał, a przyjaciele popatrzyli na niego zdezorientowani.
- Co?- zdziwili się. Młody Cisowski zaśmiał się.
- Te budynki. Dlaczego one są takie duże?- powtórzył, doprecyzowując pytanie. Nika także się roześmiała.
- Aaaa, budynki. Stawiają bardzo wysokie rusztowania i dźwigi- wyjaśniła, jednak Adasia już zajęło coś innego.
- Szybkie te samochody- stwierdził zdziwiony.
- No tak, teraz takie produkują- zgodził się Net. Nagle zadzwonił telefon. Odebrał Felix.
- Halo? Tak tato? Jesteście blisko rozwiązania problemu? Ale potrzebujecie nas?- mówił zdziwiony.- Okej, zamówię bus i będziemy- zgodził się i zakończył połączenie.
- Musimy znowu jechać do Instytutu- zakomunikował przyjaciołom.- Ojcowie nas potrzebują- dodał i zaczął klikać coś w elektrogitymacji. Po chwili podniósł głowę.
- Mamy bus za 10 minut. Przyjedzie na róg tej ulicy- pokazał na niezbyt odległy zakręt drogi. Po 7 minutach czekali już tam na transport.
Po 15 minutach, bez żadnych przykrych niespodzianek dojechali do jeszcze innego wejścia. Przyjaciele wyszli i, prowadząc za sobą Adama, kluczyli po korytarzach, zbliżając się do sali z błyszczącym złowrogo Pierścieniem. W końcu lekko wyczerpani weszli do pomieszczenia.
- Byłem pewny, że to miało być tamtędy!- usiłował tłumaczyć się Net. Wszyscy śmiali się z jego prób wytłumaczenia się, oczywiście oprócz samego chłopaka.
- Jasne, śmiejcie się- burknął lekko obrażony. Nika położyła mu rękę na ramieniu.
- Hej, nie bocz się. Przyznaj, te szukanie przejścia było zabawne- namawiała go. W końcu ciemnowłosy roześmiał się.
- No dobra, dobra. Było śmiesznie- zgodził się.
W końcu podeszli do ojców Felixa i Neta.
- Tato!- zawołał ten drugi, chcąc zwrócić uwagę rodzica.
- O, jesteście już! To dobrze- uśmiechnął się Marek Bielecki, odrywając się od komputera. Spojrzał w stronę Pierścienia.- Kondensatory naprawione, ale niedługo będzie wystarczająco mocy, by można było otworzyć portal- powiedział z zadowoleniem.- Musicie się już żegnać.- dodał nieco smutniej. Przyjaciele jęknęli zawiedzeni. Wiedzieli, że kiedyś będą musieli się pożegnać, ale nie wiedzieli, że to nastąpi tak szybko.
- Ale naprawdę musicie go odsyłać już teraz?- spytał błagalnym głosem Net. Pan Polon również odwrócił się do nastolatków i pokręcił głową.
- Niestety. Tak musi być, jego obecność w naszych czasach może zmienić historię. Kto wie, czy ta zmiana nie doprowadziłaby do katastrofy- dodał.
Po chwili komputer piknął, a tata Neta odwrócił się do niego.
- Gotowe! Możemy zaczynać- zawołał. Przyjaciele pożegnali się z Adamem po raz ostatni i chłopak podszedł do wskazanego miejsca. Na pożegnanie Nika wcisnęła mu jeszcze kartkę w dłoń.
- Zaraz otworzy się przed tobą portal. Musisz w niego po prostu wejść- poinstruował go Piotr Polon. W końcu pojawiła się dziura. Adaś po raz ostatni obrócił się i pomachał Felixowi, Netowi i Nice i z zamkniętymi oczami wstąpił w czeluść.
- Adaś! Wróciłeś!- były to pierwsze słowa, jakie usłyszał, ale już wiedział, że jest w domu. Otworzył oczy i zobaczył pochylającą się nad nim Wandę. Podskoczył na równe nogi.
- Wandziu! Jestem w domu!- krzyknął ucieszony. Po chwili przyszedł też pan profesor, rozkładając ręce.
- Piotrusiu! Co się z tobą działo? Nie przyszedłeś na obiad, zaczęliśmy cię szukać, a Ty leżałeś sobie w trawie!- zawołał. W tym momencie Adam zaczął zastanawiać się, czy to aby nie był wszystko sen. Czym prędzej jednak zaczął obszukiwać kieszenie. Jakaż to była ulga, gdy w jednej z nich znalazł list od Niki. Nie, stój! To był list od całej trójki!
Drogi Adasiu!
Mamy nadzieję, że podobał Ci się świat za blisko 80 lat. Kto wie, może się jeszcze spotkamy, kiedy będziesz stary, w naszych czasach. Nie zapomnij o nas. Znaliśmy się tylko parę godzin, ale jesteś świetny. Nadawałbyś się do naszej Superpaczki. Ale wiemy, że jesteś potrzebny w swoich czasach. Baw się w nich dobrze!
Twoi przyjaciele
Felix, Net i Nika
Adaś uśmiechnął się, czytając te słowa.
Oczywiście, że będę pamiętał… przyjaciele.- szepnął do siebie, ponownie ukrył list w kieszeni i poszedł do domu z Wandzią i nauczycielem.
Gabriela Godlewska kl. VIc
Przenosimy się w dorosłe życie Adasia, kiedy nie jest już małym chłopcem ,tylko dorosłym mężczyzną. Pracuje jako detektyw.
Jak zwykle mały brzęczący budzik obudził Adasia. Już miał się zbierać do pracy, ale przypomniał sobie ,że dziś sobota. Dzień wolny od wszystkich udręk i zmartwień. No może nie do końca. Życie taty dwójki dzieci nie jest takie łatwe, jak się wydaje. W powietrzu unosił się słodki zapach … chyba naleśników. Adaś oblizał się i poszedł do kuchni. Zobaczył tam całą gromadkę.
- Tato! Obudziłeś się wreszcie. – powiedziała zadowolona mała Majeczka ,która bardzo lubiła tatę. Nie to co jej starszy brat Kacper. (On nikogo za bardzo nie lubił).Maja ma osiem lat ,a Kacper ma dwanaście. Kacper jest typowym bad boyem (osobą ,która tak jakby jest zła na każdego. Jeśli tak to można ująć.) Maja jest zupełnie inna. Jest optymistką i małym rodzinnym słodziakiem. Wanda wyrosła na jeszcze piękniejszą i bardziej dobroduszną kobietę. Tak oto prezentuje się nasza całkiem miła rodzinka.
Po śniadaniu tata obiecał dzieciom ,że pojadą do wujka Jasia, aby on mógł spędzić z Wandą miłe popołudnie. Jaś znalazł też sobie żonę Milenę i miał z nią dziecko ,dwunastoletnią Dominikę.
I pojechali. Gdy byli na miejscu, Maja od razu popędziła do Domisi (tak nazywali Dominikę). Kacper niechętnie poszedł za siostrą.Zapowiadało się miłe popołudnie dla tej dwójki. Mieli pojechać na piknik na leśną polanę. Jednak gdy mieli już się brać do jedzenia ,Adaś zauważył swojego dawnego przyjaciela. Niestety, miły piknik sam na sam się skończył. Co nie naczyło ,że zepsuło to humor naszym bohaterom.
- Adam! Miałem po ciebie dzwonić. Zobacz, co się dzieje po drugiej stronie polany - wypalił zdenerwowany Staś Burski.
- Spokojnie, co się stało Staszku? – powiedział spokojnym głosem Adaś.
- Nie uwierzysz! Znaleźli trupa! Mieli po ciebie dzwonić ,ale dobrze ,że jesteś! – powiedział szybko i niewyraźnie Staś.
- TRUPA! – Wykrzyknął zdumiony Adam. – Wanda, jedź do dzieci i baw się dobrze. Ja mam zagadkę do rozwiązania.
- Dobrze ,ale masz uważać, Adasiu – zgodziła się roztrzęsiona Wanda.
- Obiecuję ,że będę uważać, skarbie – powiedział Adaś, po czym pocałował ją w czoło.
Adaś obejrzał ciało i został poinformowany ,że człowiek nazywa się Jan Kowalski. Był bezrobotny i miał żonę Fionę. Adaś na początek postanowił przesłuchać żonę zabitego.
- Gdzie pani była, kiedy pani mąż został zabity? – zapytał się Adam.
- Poszłam zebrać świeże kwiaty do domu. Co tydzień tu przychodzę po nie. – powiedziała ze łzami w oczach kobieta. Widać ,że była silna psychicznie.
- Kogoś pani podejrzewa? – zapytał Adaś.
- Nie. Jan miał samych przyjaciół –wyjaśniła zdenerwowana kobieta.
- Czy mąż zachowywał się ostatnio nieco dziwnie? – Zapytał Adam
- Może trochę był bardziej zdenerwowany ,ale to przez pracę zapewne. Zaczął też ze mną spędzać więcej czasu –powiedziała żona zmarłego.
- Dobra. Jeszcze jedno pytanie. Kto jest najlepszym przyjacielem pani męża? Niech pani o nim trochę opowie – dopytywał Adam.
- Najlepszym przyjacielem mojego męża jest Mikołaj Dudoń. Jest bardzo miły i dobry. Chodziliśmy ze sobą na studiach ,alenaszym rodzicom to się nie podobało. Jesteśmy przyjaciółmi i Jan go bardzo lubił – powiedziała Fiona.
- Dziękuję i bardzo mi przykro z powodu utraty męża – powiedział smutno Adam.
W tamtej chwili w głowie Adama kłębiły się różne myśli. Nie myślał ,że stracił dzień wolny. Bardziej skupiał się na biednej pani Fionie. Wiedział ,że Mikołaj Dudoń jest z tym związany. Na początku jednak musiał przesłuchać osoby w pobliżu. Gdy skończył, nic z tego nie udało mu się wywnioskować. Zatem udał się do domu. Przez całą niedzielę rozmyślał nad tą sprawą. W poniedziałek wiedział już, jakie kroki ma podjąć. Na początek postanowił przesłuchać Mikołaja. Jednak poinformowano go ,że pani Fiona zniknęła. Adam poderwał się z krzesła i szybko pojechał do domu Mikołaja. Wiedział, co się dzieje.
- Proszę otwierać! – krzyknął z impetem Adam.
Nikt nie otwierał, dlatego mężczyzna wszedł przez uchylone okno. W środku zobaczył Mikołaja z nożem w ręku i związaną panią Fionę. Cicho zadzwonił po policję i zaczął nagrywać całą akcję. Z pokoju dały się słyszeć dźwięki:
- Zabiłem twojego męża, aby mieć cię dla siebie! – krzyczał Mikołaj.
- Myślałam ,że się lubimy – mówiła niespokojnie pani Fiona.
- My się nie lubimy. Ja cię kocham. Masz za mnie wyjść! Teraz rodzice nas nie zatrzymają! – Krzyczał pewny wygranej Mikołaj. Jednak policja przyjechała już na miejsce zbrodni i cicho
podeszła do zabójcy. Po czym zabrała mu nóż i go skuła. Pani Fiona dla upewnienia się o stanie zdrowia została przewieziona do szpitala. Sprawa została rozwiązana. Mikołaj miał spędzić 20 lat w więzieniu. Adam był z siebie dumny.
Aleksandra Sieńkowska klasa VIc
Rok 1951, ZEA (Zjednoczone Emiraty Amerykańskie), Botson (nie Boston),Kamiformia (nie Kalifornia), bohaterowie przeżyli II wojnę światową, mają o 20 lat więcej niż wtedy, gdy działy się te fascynujące wydarzenia zawarte w powieści „Szatan z siódmej klasy”. Adam właśnie siedział w swoim kupionym niedawno od pani Emmy, angielskiej imigrantki, która zarobiła w ZEA fortunę na handlu nieruchomościami, mieszkaniu i delektował się angielską herbatą. Jego żona miała zaraz wrócić ze sklepu.Zmę czony po pracy wpatrywał się w okno, przez które widział kominy fabryk. Okna były zamknięte, bo zapach z kominów nie pozwalał normalnie oddychać.
Dryńńńń!!!!! - dzwoni telefon. Wysoki i chudy trzydziestosiedmiolatek, którym był Adam, wstał z fotela,odstawił szklankę z angielską herbatą, dopiero zaparzoną, i podszedł do słuchawki, którą podniósł.
- Halo? - spytał poważnie bohater. - Kto tam?
To, co usłyszał Adam, wprawiło go w osłupienie.
- NO CZEŚĆ!!!!!!! TU MARYLKA!!! – śmiech. - CZY ZAMAWIAŁ - śmiech - PAN MOŻE DWIE TONY PAPIERU - śmiech - TOALETOWEGO W RÓŻOWE KWIATKI???!!!! - śmiech.
- Co?! Kto mówi?!
- NOOOOOO MARYLKAAAAAAA!!!!!!!!!
- Ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje.
- A MNIE SFATYMFASKCJOMUJE!!!!!
Adam się rozłączył. „Znowu żarty”- pomyślał. „Pani Marylka”, czyli tak naprawdę Norbert z kolegami: Haroldem i Markiem, którzy bardzo często dzwonili z kawałami i pytali o zamówienia: to o paski do spodni, to o spinacze do bielizny, to o gumowe piłki do krzeseł. Kiedyś pan Albert sąsiad Adama o mało nie dostał zawału, gdy Harold, którego kolej yła tym razem, powiedział, że „zamawiane przez Pana sto kilo dyń zostanie dostarczone za pięć minut, a płatność w wysokości piętnastu tysięcy dolarów zostanie przyjęta tylko w gotówce”.
-Dryńńńń!!!!! - dzwoni telefon, znowu. Adam nie zdążył usiąść na fotel, ledwie wziął łyk herbaty, lecz podszedł i odebrał.
- Halo!!
- 你好!我打電話通知您,這次對話將花費很多!
- Co?
- 您將花費621000日元進行20秒的對話!
- Co ty mówisz?
- 我在增加你的账单!
- Umiesz po polsku?
- 没有.
- Spadaj!
- 去看医生!
Adam się rozłączył. Pomyślał, że to kolejny żart chłopaków. Jednak tym razem miał się mylić.
- Co to ma wszystko znaczyć? - powiedział sam do siebie, co mu się zwykle niezdarzało.
Dryńńńń!!!!! - dzwoni telefon, znowu. Adam był naprawdę zdenerwowany.
- HALO!!!
- Witam, tu pana agent rachunkowy, chciałem pana o czymś poinformować.
- CO!?
- Za minutową rozmowę do Republiki Chińskiej pana rachunek zostanie obciążony o 5777 dolarów i 16 centów.
- CO?!
- No mówię, za minutową rozmowę do Republiki Chińskiej Pana rachunek zostanie obciążony o 5777 dolarów i 16 centów. Adam się rozłączył. Był blady jak kartka. Zarabiał 983 dolary miesięcznie, po opłaceniu rachunków i kupnie jedzenia, napojów i ubrań ledwie zostawało mu 250$. Jak miał znaleźć 5777 dolarów i 16 centów? Zemdlał. We śnie widział Chińczyka bawiącego się jego 6000 dolarów, agenta rachunkowego naliczającego mu coraz wyższe kwoty i wreszcie Wandę płaczącą nad nim. Obudził się dwa dni potem, w szpitalu Mazachumsens General Hospital.
- Co… Co się… Co się stało...? - zapytał cichym głosem.
- Rozmawiałeś z Chińczykiem za 5777 dolarów!!! - Powiedziała zdruzgotana Wanda -
Co ci przyszło do głowy?!
Zemdlał znowu.
- Co się… - Adam nie zdążył dokończyć zdania, gdy nagle wtrąciła się jego żona.
- Straciłeś sześć tysięcy - powiedziała Wanda.
- O nie…
Po kilku godzinach Adama wypisano ze szpitala. Spokojnym krokiem szli w stronę kamienicy, w której mieszkali. Ku ich zdziwieniu pod domem zobaczyli komornika czekającego na nich.
- Pana dom został wylicytowany za 8000$. Proszę, oto reszta pieniędzy pozostałych z licytacji.
- Zostało tylko 2 222,84$... - Powiedział zdruzgotany Adam - Co my teraz zrobimy, ledwie starczy na kawalerkę.
- Nie mam pojęcia… - odpowiedziała równie załamana Wanda - Nie mam pojęcia…
Juliusz Choinski kl. VI c
Ten dzień miał być jak każdy inny. Adam od razu z rana zaczął pomagać mamie w domowych obowiązkach. Po południu postanowił odwiedzić Wandę. Wybrał się więc do profesora Gąsowskiego. Wraz z nim wyruszył do Bejgoły. Nie wszystko jednak było tam jak dawniej.
Kiedy dojechali, Adam zauważył, że dawny matematyk pracuje przy jakiejś maszynie. Podszedł i zapytał:
- Czym się pan tak zawzięcie zajmuje?
- Pracuję nad nową technologią, aby udowodnić jeszcze swoją pomysłowość –odpowiedział zaskoczony przyjazdem Adama.
- A co cię tu sprowadza? – dodał.
- Chciałam sprawdzić co u was, czy wszystko dobrze? – odpowiedział mu zainteresowany maszyną Adam.
Chłopak poszedł do domu, aby przywitać się z resztą domowników. Potem pani Gąsowska zaproponowała wspólny obiad. Tak spędzili popołudnie. Po obiedzie pan Gąsowski
powiedział, że wynalazek, nad którym tak długo pracował, jest gotowy. Mężczyzna szuka osoby, która by go przetestowała.
- Chętnie, tylko jak on działa? – zapytał Adam.
- Powinien przenieść cię w czasie na około 1 minutę, gdzie tylko zechcesz. – odparł profesor.
- Okej, zgadzam się, Niech to będzie 50 lat do przodu – powiedział.
- Nie ma sprawy – odpowiedział profesor.
Maszyna zadudniła, mechanizm zaczął działać. Adam wszedł do środka . . . po chwili go nie było. Chłopak znalazł się w parku! Niedaleko zobaczył 3 nastolatków. Postanowił zapytać,kim są i gdzie on się teraz znajduje. Nazywali się Felix, Net i Nika. Adam przedstawił sięi zaczął wszystko tłumaczyć. Na początku mu nie uwierzyli, ale potem doszli do wniosku, że sami przeżyli podobne przygody. Adam popatrzył na zegarek. Zmartwił się, ponieważ rozmawiał już 5 min, a miał wrócić za minutę. Tymczasem zmartwieni państwo Gąsowscy, Wanda i profesor próbowali naprawić maszynę. Widocznie wystąpiło jakieś zwarcie. Były matematyk powiedział, że naprawa może zająć kilka godzin. Wszyscy wierzyli, że Adam sobie poradzi, chociaż nie wiedzieli, czy jest bezpieczny.
Tymczasem Adam bardzo polubił nowych znajomych. Opowiedział im swoje przygody. Oni też opowiedzieli mu o swoich niesamowitych historiach. W końcu postanowili wszyscy pójść do domu Felixa. Tam opowiedzieli Adamowi o ich tajnym planie. Chcieli, aby im pomógł. Chodziło o to, aby na nowo nawiązać kontakt ze zjawami. Mogło to być bardzo przydatne i dzięki temu dowiedzieliby się, jak dotrzeć do ukrytego pod ziemią skarbu. Na razie wiedzieli tylko, że muszą udać się kanałami wzdłuż rzeki. Adam zapomniał o tym, że powinien już wrócić. Wciągnął się w całą akcję. Zaczęli działać. Nika wyczytała, że duchy wywoływać można tylko metodą magiczną tam, gdzie ostatni raz miało się z nimi styczność. Udali się więc do szkoły. Na strychu Net wypowiedział magiczne słowa z książki Niki. Zrobiło się zimno. Co prawda strych był po remoncie, więc nie był już taki mroczny. Nagle gdzieś w korytarzu ujrzeli szkielet idący w ich stronę. Zaczęli się bać. Szczególnie Adam, bo jeszcze nigdy nie wiedział zjawy. Szkielet zaczął pisać kawałkiem drewna po ścianie. Nika powiedziała, że wezwali go, aby zapytać o drogę do skarbu zjaw i duchów. Zaczęli czytać ze ściany: „kanałami wzdłuż rzeki (to już wiedzieli), w prawo, tam drzwi ogromne, a za nimi tajemna mała droga”.
Potem szkielet rozpłynął się i zniknął. Nie wiedzieli, czy mają coś mówić, czy nie. Poszli, więc do pierwszego wejścia do kanału obok rzeki. Wtedy Adam zorientował się, że już dwie godziny temu powinien wrócić. Miał nadzieję, że to tylko drobna usterka. Udali się kanałami wzdłuż rzeki, a następnie w prawo. Po krótkich poszukiwaniach znaleźli ukryte drzwi. Można je było łatwo otworzyć. Za tymi drzwiami była wąska ścieżka prowadząca do ogromnego pomieszczenia.
- Wchodzimy? – zapytał Adam.
- Po to tu jesteśmy – odpowiedzieli.
W środku był ogromny skarb. Już zaczęli go otwierać i ujrzeli wielkie bogactwa. W tym momencie Adam zniknął. . . Nagle znalazł się z powrotem w maszynie. Wyszedł i zobaczył państwa Gąsowskich, Wandę i profesora. Zaczął im opowiadać, jaką fantastyczną przygodę przeżył, jak rozmawiał ze zjawą oraz, że powrócił do nich, jak otworzyli skarb pełen bogactw. Oni zaś potem wyjaśnili mu, dlaczego nie wrócił po minucie tak, jak się umówili. Na rozmowach spędzili cały wieczór. Adam wrócił do domu i poszedł spać. Wiedział, że nigdy nie zapomni tej wspaniałej przygody.
Gabriela Wojno kl. VIc
Narzekać możemy i , niestety, umiemy. Tu za dużo, tu za trudne... Są jednak uczniowie, którym nadmiar czasu z konieczności spędzanego w domu sprzyja rozwijaniu skrzydeł. I świetnie, że nie robią tego dla oceny ( choć dwie szóstki murowane!) , tylko by się pobawić konwencjami, wypróbować siebie i – przy okazji dostarczyć czytelnikom emocji. Napisanie tekstu na ponad 1000 słów o tym świadczy, bo wymaganych było od 150-200-?. Z wielką przyjemnością dzielę się z Wami na razie opowiadaniem Basi Dołęgowskiej z VI c. Publikacja innych - wkrótce.
Poniżej spotkanie Felixa, Niki i Neta z… Adamem Cisowskim w ekscytującej przygodzie z przeniesieniem w czasie i Świętym Mikołajem. To, co lubimy. Zapraszam do lektury.
Luiza Borawska
W grudniu po południu...
Był okres świąt Bożego Narodzenia - czas, w którym nawet najwięksi wrogowie mają ochotę się pogodzić. Wszyscy stroją choinki w kolorowe bombki i łańcuchy, spędzają czas z rodziną, bawią się i śmieją. Oprócz jednej osoby...Adaś Cisowski, mądry człowiek, pomagał rodzicom pięknie przystrajać dom.Przynajmniej się starał, bo co kilka sekund przeszkadzała mu rozkrzyczana dzieciarnia, jaką było jego rodzeństwo. Cztery młode, ożywione istoty, zachowaniem przypominające małe, skaczące kotki, hasały po całym domu, próbując zwrócić na siebie uwagę poprzez zdejmowanie ozdób z choinki.
- Wy podstępne lisy! - skarcił je Adaś. - Czy naprawdę nie możecie przez kilka minut usiedzieć w spokoju, nikomu nie przeszkadzając?
Maluchy popatrzyły na niego przestraszonym wzrokiem i usiadły na środku pokoju, przyglądając się pracy starszego brata.
- Czemu wieszacie rośliny na ścianach? - spytało jedno z dzieciątek siedzących spokojnie na dywanie, widząc, jak rodzice wieszają girlandy pod sufitem.
- To są sztuczne gałęzie - odpowiedział mu Adaś, który, jako starszy brat, powinien uczyć rodzeństwo niektórych rzeczy, by rodzice się tym nie dręczyli.
Po jakiejś godzinie Adaś, zmęczony, postanowił wyjść na relaksujący spacer po okolicy. Byłoc ałkiem biało, jakby ktoś wziął wiadro mąki i obsypał całe miasto. Mimo tego świeciło słońce i było nawet ciepło.Przechodząc obok śmietnika, Adam przyuważył dziwne żelastwo rzucone w kąt pomiędzykontenerem a blokiem mieszkalnym. Przyjrzał się urządzeniom i ustalił, że są warte naprawy,ponieważ wyglądały, jakby były w dobrym stanie.Na szczęście miał w kieszeni kurtki torbę na zakupy, w której metal mieścił się idealnie, bo był rozmiarów robota kuchennego.Wróciwszy do domu, zamknął się w piwnicy ( o ile ją miał ) i tam składał coś przypominającego kształtem cyrkową obręcz. Złożenie ustrojstwa zajęło mu niedługo, ponieważ było prawie nienaruszone.Gdy skończył, podłączył maszynę do prądu odstającym kablem. Ku jego zdziwieniu, to „coś" stworzyło obok siebie jakiś dziwny, mieniący się różnymi kolorami okrąg. Zanim Adaś zdążył dowiedzieć się, co to jest, znajdował się jakby w przestrzeni kosmicznej, gdzie poczuł,że nie ma kręgosłupa.
Po chwili wylądował w tym samym miejscu, w którym znalazł „;to”, jednak bardziej... żywym i kolorowym. Ależ się zdziwił, kiedy zobaczył ludzi z płaskimi urządzeniami chodzących po ulicach! Jego reakcja była dokładnie taka sama, kiedy zauważył rząd najnowszych modeli mercedesów jadących szosą.Nie mógł uwierzyć, że „;to” było portalem przenoszącym w czasie. Próbował znaleźć inne rozwiązanie, na przykład że to tylko sen. Ale daremnie szczypał się kilka razy. To było prawdziwe życie!Zanim zdążył obczaić, gdzie, a raczej kiedy jest, zauważył trójkę osób w jego wiekuwyglądających na takich, którzy wiedzą, o co chodzi.
- Hej, wy tam! - krzyknął do nich, co poskutkowało zwróceniem na siebie uwagi kilku osób stojących najbliżej niego, ale najważniejsze, że usłyszeli go nastolatkowie, do których wołał.Chwilę później znaleźli się obok niego.
- Który to rok? - zapytał ku ich zdziwieniu Cisowski.
- 2020 - odpowiedziała mu dziewczyna, która należała do trójki przyjaciół. - A przy okazji - jestem Nika. A to są Net i Felix przez „X” na końcu - powiedziała, a jej przyjaciele ukłonili się Adasiowi.
- Znalazłem się tu za pomocą jakiegoś sprzętu, który leżał obok śmietnika i złożyłem w piwnicy (to on ma tę piwnicę?) - powiedział Adam.
- Dobrze, że jesteś, niezależnie skąd - odrzekł Net. - Potrzebujemy pomocy. Zaczął opowiadać o tym, że ktoś próbuje zepsuć tegoroczne święta i że mają zamiar dojść, kto.
- Chętnie wam pomogę, jestem dobrym detektywem - pochwalił się Adaś.
- Przed chwilą znaleźliśmy zaskakująco duże ślady butów - relacjonował mu dotychczasowe odkrycia Felix. - Prowadzą w stronę tamtego lasu.
Udali się więc w kierunku wskazywanym przez ślady. Biegli w stronę ciemnego, sosnowego lasu przy akompaniamencie wesołych rozmów i śmiechów. Ale kiedy znajdowali się tuż przy samym lesie, ślady się urwały.
- Ta okolica wydaje mi się znajoma... - wyszeptał Adaś, przypominając sobie drogę do Bejgoły. - Chyba wiem, gdzie prowadzą ślady! Musimy poprosić kogoś o podwiezienie.
Złożyli się na taksówkę, po czym pojechali. Nie liczyli czasu, w jaki tam dojechali, ale w miłej gadaninie czas minął bardzo szybko. Adaś doprowadził Felixa, Neta i Nikę do miejsca, w którym swojego czasu był uwięziony przez „malarza”. Zaczął wspominać te czasy, w których pomagał profesorowi Gąsowskiemu rozwiązać zagadkę zaginionych drzwi.Podeszli do więzienia, w którym to Adam poznał Francuza, a za kratkami zobaczyli Świętego Mikołaja wraz z reniferami.
- Dzień dobry! Skąd pan się tu wziął? - zapytała zdziwiona Nika.
- Znalazł mnie jakiś człowiek, który podawał się za malarza. - odpowiedział Mikołaj. - Powiedział, że może namalować mój portret, ale zamiast tego uwięził mnie tutaj.
Adaś zastanowił się przez chwilę. Dobrze pamiętał „malarza” i chudego jego współpracownika.
- Nie zostawił panu żadnej wiadomości czy czegoś w tym stylu?
- Owszem, coś takiego wręczył mi przed zamknięciem mnie tutaj, ale kompletnie nie rozumiem, co jest tu napisane. - po czym wystawił w jego kierunku kartkę.
Adaś wziął od niego mały kawałek papieru. Oto, co było na niej napisane:
Szukaj mnie tam, gdzie jest na przemian
niebiesko i czarno, a czasem
biało lub szaro.
Adaś przez chwilę zastanawiał się nad tym, lecz po kilku sekundach zrozumiał szyfr.
- Musimy rozglądać się po niebie. - powiedział dość poważnym tonem.
Nikt nie zadawał zbędnych pytań. Popatrzyli w górę w idealnym momencie, ponieważ akurat nad nimi przelatywał gołąb pocztowy. Zrzucił im kolejną zwiniętą karteczkę, z której
wyczytali:
Jestem tam, gdzie zielone zwoje
osadzone są na brązowych prętach,
a wielkie lustro leży na ziemi.
To zrozumieli już wszyscy.
- Niech pan tu poczeka, panie Mikołaju. - krzyknął Felix. - Wrócimy do pana za około pół godziny.Pobiegli w stronę małego lasku koło jeziora. „Zielone zwoje osadzone na brązowych prętach”to po prostu drzewa, a „wielkie lustro na ziemi” było jeziorem.
Gdy dotarli na miejsce, szukali „go” wszędzie, gdzie tylko się dało, a kiedy nic nie znajdowali, szukali jeszcze raz. Ale i tak nic nie zwróciło ich uwagi.
Kiedy już całkiem stracili nadzieję, nagle usłyszeli za sobą czyjś złowieszczy śmiech. Odwrócili się i trudno opisać ich zdziwienie po ujrzeniu sań Świętego Mikołaja zaprzężonych w osiem koni udających renifery, a w nim kogoś, kogo tylko Cisowski rozpoznał – „malarza” i„chudego”, ludzi, którzy próbowali przeszkodzić naszemu detektywowi w rozwiązaniu zagadki zaginionych drzwi.
- Tego się nie spodziewaliście, co? - krzyknął fałszywy malarz.
Wesoła czwórka zaczęła uciekać przed goniącymi ich fałszywymi Mikołajem i elfem, jak najszybciej mogła, a kiedy nie miała już szans ucieczki, zauważyła małą chatkę. Podbiegła do niej z prośbą o pomoc, którą dostała. W chatce tej mieszkał były policjant.
- Proszę się zatrzymać! - krzyknął do sań krzywo prowadzonych przez konie, z których jeden, przestraszywszy się krzyku, prawie wywinął fikołka.
Sanie jechały coraz wolniej, aż stanęły. Policjant wyciągnął z kieszeni spory kawałek grubej liny (jak ona się tam zmieściła?), po czym związał opryszków i przeniósł do swojego samochodu, którym pojechał na komisariat.
Szczęśliwi Adaś, Felix, Net i Nika puścili konie wolno, a sami pociągnęli sanie do Mikołaja (tego prawdziwego ).
- Dziękuję wam za pomoc, dzieci. - powiedział z ulgą Mikołaj po uwolnieniu i zaprzężeniu reniferów. Odlatując, krzyknął jeszcze:
- Wesołych świąt!
- Teraz musimy jakoś wrócić. - powiedziała Nika.
Ale z tym nie było problemu. Złapali autostop, którym dojechali na miejsce ich pierwszego spotkania. Pożegnali się i rozeszli. Adaś zauważył, że na ręce ma opaskę z guzikiem. Wcisnął go i znowu otworzył się portal. Wskoczył w niego i wrócił do domu.
Tak oto Adaś wraz z Felixem, Netem i Niką uratowali Święta Bożego Narodzenia. Teraz tylko musi odebrać solidne „lanie” od rodziców, którzy o niczym nie wiedzieli.
Barbara Dołęgowska kl.VI c
Marek Gajewski " Białostocki Pułk Strzelców 1918-1921"
Nie tylko beletrystyka zajmuje naszych uczniów. Sięgają też po powazniejsze pozycje, rozwijające ich pozaszkolne zainteresowania. Dziś propozycja historyczna i regionalna zarazem.
Autorem książki pt. ,, Białostocki Pułk Strzelców 1918-1921'' jest Marek Gajewski, pseudonim Aramis. Pisarz urodził się 22 lutego 1926 roku w Modlinie. Nosił stopień podchorążego po szkole Młodych Dowódców. To autor wielu publikacji z okresu okupacji. Książka została wydana w 2007 roku w Białymstoku. Jest formatu A5, ma miękką okładkę.
Książka przedstawia dzieje walk Białostockiego Pułku Strzelców w czasie wojny polsko - bolszewickiej 1919-1920. Podzielona jest na rozdziały, które tworzą spójną całość. Po pierwszej wojnie światowej i odzyskaniu niepodległości przez Polskę odbudowanie armii, do obrony jej przyszłych granic, stało się dla naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego i władz państwowych zadaniem priorytetowym. Cały kraj podzielono na okręgi wojskowe. Siedzibą jednego z nich miał być przez pewien czas Białystok. Jednak przez trwającą od 19 lutego 1919 roku okupację niemiecką tego miasta władze okręgu tymczasowo ulokowały się w Łapach. Utrzymywanie okolic Białegostoku było dla dowództwa niemieckiego ,,Ober Ost'' - zadaniem najważniejszym. Umożliwiało niezakłóconą ewakuację prawie półmilionowej armii niemieckiej z Białorusi i Ukrainy do Prus wschodnich strategicznymi arteriami komunikacyjnym: szlakiem Wilno-Kowno i linią kolejową Brześć-Białystok-Grajewo. Taka sytuacja utrzymywała się do końca stycznia 1919 roku. Dopiero podpisanie niemiecko - polskiej umowy 5 lutego 1919 roku pozwoliło stronie polskiej na częściowe przejmowanie władz na tym obszarze. Lecz największym sukcesem Polaków było uzyskanie zgody na przemarsz pierwszych oddziałów wojskowych w kierunku Wołkowyska przeciwko maszerującej na zachód dywizjom bolszewickiej Armii Czerwonej. Dalszy napływ ochotników ,a zwłaszcza wyraźna poprawa warunków bytowych formujących się jednostek, przyczyniły się bezpośrednio na początku lutego 1919 r. do taktycznego zorganizowania I batalionu strzelców ( 3 kompanie strzeleckie i jedna ckm*) pod dowództwem por. Stefana Lewickiego.
Książka opatrzona jest w kserokopie oryginalnych dokumentów z tamtego okresu, na przykład legitymację żołnierza Białostockiego Pułku Strzelców i wiele innych, które stanowią prawdziwą gratkę dla znawców tematu.
Język, którym Gajewski posłużył się w książce, mimo jej określonego profilu tematycznego, jest zrozumiały i trafia do przeciętnego czytelnika. Choć początek nie wydawał się zbyt ciekawy, to kiedy przebrnąłem przez jej pierwsze rozdziały, bardzo mnie ona wciągnęła. W ciągu kilku dni nie spostrzegłem się, iż książka się kończy ,a fenomen Białostockiego Pułku Strzelców został wyjaśniony. Całokształt utworu oceniam pozytywnie. Logiczny podział zdarzeń, przedstawienie historycznych faktów oraz przybliżenie czytającemu tematyki Białostockiego Pułku Strzelców i sytuacji polityczno - wojskowej Polski w XX wieku są głównymi powodami, dla których polecam wszystkim tę książkę.
ckm*-ciężki karabin maszynowy
ciekawostka o karabinach maszynowych: karabiny maszynowe mają wiele różnych typów, z których wyróżniamy m.in. :
1.ciężkie karabiny maszynowe (ckm)
2.lekkie karabiny maszynowe (lkm)
3.wielkokalibrowe karabiny maszynowe (wkm)
4.przeciwlotnicze karabiny maszynowe (pkm)
5. uniwersalny karabin maszynowy (ukm)
6. ręczne karabiny maszynowe (rkm)
7. karabinki maszynowe (kbkm)
Igor Borys kl. VIc
Strona 1 z 3
Odwiedza nas 300 gości oraz 0 użytkowników.